Udany dzień na Podlasiu


Dziś znowu przejechałem ponad 200 km! Poranek zacząłem od gorącej herbaty i gorzkiej czekolady. O godzinie 8:20 byłem już w drodze do Siemianówki. Trasa się nie zmieniała. Dominował szuter i asfalt. Na szczęście wczorajsza burza sprawiła, że piach się utwardził, co wyszło na dobre mojemu rowerowi, który pędził po nim jak samochód po asfalcie.
Z Siemianówki skierowałem się w stronę Michałowa, by później dostać się z uroczego Supraśla do Białegostoku. Z centralnego miasta województwa podlaskiego wyjeżdżałem aż 1.5 h, ale trasa została dla rowerzystów świetnie przygotowana i jechało się bardzo wygodnie. Tuż przed 17 na niebie pojawiły się burzowe chmury. 
W pewnym momencie szlak GV prowadził w samo centrum zbliżającej się nawałnicy. Widząc, co się dzieje, zacząłem pedałować jak szalony i przez dwie godzinny ciągłego machania nogami oddaliłem się od zagrożenia. Zlał mnie tylko drobny deszcz, który z każdym kolejnym metrem stawał się słabszy. W końcu ustał. Niestety, okazuje się, że nie na dobre. :-( 
Właśnie teraz siedzę w namiocie i kropi. Może znowu uśmiechnie się do mnie szczęście i do rana przejdzie...
W stronę Łomży

MOR Białystok

Supraśl

Nieprzyjemne płyty

Szczęście sprzyja lepszym;-)

Tęcza!!:-)

Pozdrowienia dla czytających i śledzących moje losy;-)!

Komentarze

  1. Jechaliśmy GV dwa lata temu startując w Uhercach Mineralnych (to jeszcze nie GV) od Przemyśla do Tolkmicka. Wtedy jeszcze sobie tłumaczyłem, że trasa jest nieskończona. Ale gdy zobaczyłem Twojego bloga to już wiem, że te wszystkie straszne miejsca (kocie łby, nieprzejezdna droga koło Grabarki, betonowe płyty w tym wpisie i kolejne nad Zalewem Wiślanym), które tak psuły ogólnie pozytywny obraz GV - nadal są! Bardzo to smutne.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz